Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

spodynią. Uradowała się temu wielce, lecz ober-kontrolerowa była osobą praktyczną i nie chciała potem mieć kwestyj żadnych z lokatorem, poczęła więc wymieniać dodatkowe warunki, drobne dopłaty i t. p. Na to wszystko mało zważał zadumany cudzoziemiec, palił cygaro, smutne jakieś myśli zdawały się go ogarniać, na widok tego czystego ale niesmacznie i trywialnie przybranego mieszkanka, tandetnych jego obrazków na ścianach i ozdób przypominających hoteliki drugorzędne.
Tego pani ober-kontrolerowa pewnie odgadnąć nie mogła, bo dla niej pokoje te były zbytkownie przybrane.
W kilku słowach tymczasowa umowa została dokonaną, podano sobie ręce; cudzoziemiec miał się wnieść przed wieczorem.
Z karty wizytowej zostawionej wraz z zadatkiem, dowiedziała się wreszcie pani Herz, że lokator jej był polakiem i zwał się panem Floryanem... Małdrzyka zakrztusiwszy się, wymówić nie mogła i ruszyła tylko ramionami.
Powszechne u nas panowało przekonanie, iż sasi czułą zachowali pamięć dawnych z Polską stosunków, z którą przez dwa albo i więcej panowania pod jednem berłem zostawali. Wprawdzie korzystali oni z tego, bo pieniądz nasz płynął tu i wycieńczonych podatkami zasilał — lecz zarazem mieli to przekonanie, że królowie zrujno-