Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/473

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

skwaszony. Myśl osadzenia Moni na tem pustkowiu. na tle tej nędzy, w ramach tego dworku obrzydliwego, oburzała go.
Wrócili do niego raz jeszcze, nie było na czem przysiąść nawet, póki usłużny parobek, spodziewając się na wódkę, nie przyniósł zkądeś kulawego jan on zydelka.
Przez zabrukane oddawna szyby nic widać nie było, a w izbach czuć się dawała wilgoć i zapach pobiały opadającej. Na ścianach wewnętrzny tynk opadał kawałami i leżał na podłodze.
Milczeli długo, Florek dumał i wstał wreszcie wołając.
— Co robić, wolę tu biedę klepać niż w mieście. Sprowadzimy rzemieślników z Poznania, oczyści się to... i jakoś będzie. Nie mam wyboru.
Lada syknął:
— Zmiłuj się pan, zdrowie panny Moniki...
— Z pewnością tutejsze powietrze niegorsze od Bazarowego — przerwał Floryan — a ja mam nadzieję, że... może... powróci do kraju z Lasocką. Będę pisał do marszałka. Nie sposób ją tu bardzo długo zatrzymywać. Dla mnie zaś...
Nie dokończył, ręką tylko zamachnąwszy w powietrzu.
Ztąd pojechali do młyna, Małdrzyk chciał kończyć i upierał się przy tem, Lada odradzał i namyślić się życzył. Zdaje się że właśnie ruina