Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/469

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

krzywa z daszkiem opadającym na ziemię, obrosłym trawą i chwastami, wnijście do loszku oznaczała.
Chłopskie to gospodarstwo gbura, należało do młynarza, którego wiatrak zdala widać było, panujący nad okolicą. On to je puścił dzierżawą, bo miał dosyć do czynienia około mlewa, a i niewiele dbał o nie.
W chacie czy dworku, bo nie wiedzieć jak to nazywać było, witała sionka naprzód ciemna, do której się schodziło po wschodku, to jest po kawałku drzewa chwiejącym się pod nogami; w lewo była izba światła o dwóch okienkach, z komorą o jednem, bardzo maleńkiem; na prawo piekarnia ze spiżareńką wilgotną, a z tyłu składzik przylepiony, który potrzeba było na mieszkanie przerobić, piec w nim postawić, na co dziedzic, choć niechętnie, się zgodził.
Dokoła było aż kilkanaście morgów łąki i pól, malutki zrzynek niby lasu, w istocie trochę sosen i krzaków, z których susz tylko mógł dzierżawca zbierać.
Tak wyglądała dzierżawa dawnego dziedzica Lasocina, w którego parku, kilka podobnych gospodarstw mogłoby się było wygodnie pomieścić. Ekonom p. Floryana mieszkał daleko wspanialej i przestronniej. Ale za niewielki grosz, cóż lepszego dostać było można?
Gdy p. Mieczysław dopytawszy się o tę biedo-