Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/431

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dności przymusowej i braku niczego nie uczuły. Bawił Floryana, jeździł z paniami, najmując dla nich powozy, prowadził je swoim kosztem do teatrów, wmawiając że miał darmo bilety od dyrekcyi i t. p.
Monia nie była chciwą ani widowisk, ani ciekawości, a jednak bawiło ją to i zajmowało. Z chłodną rozwagą patrzyła, uczyła się i rzadko coś do jej uczucia przemówiło, uniosło ją na chwilę.
Micio im dłużej z nią był, patrzał na nią, słuchał jej, tem był mocniej zachwycony, a razem czuł dla niej głębsze poszanowanie.
Gdy w Paryżu Małdrzyk powoli przychodził do zdrowia i chodzić już próbował — Jordan wyjechawszy do Tours, schwycony przez pannę Ewelinę, stęskniony za nią i swem życiem spokojnem — dał się poprowadzić do ołtarza. Najął sobie w bliskim domu ubogie mieszkanko na dwoje, które Ewelina wyświeżyła i ubrała, aby mu w niem dobrze było — powrócił do Mamów i do swych zajęć, a że o Floryana do jakiegoś czasu był spokojnym, zajął się znowu pracą około drukarni, korekt i redakcyi pisemek popularnych, w czem celował.
Pryncypał jego obawiał się tak zdolnego i skromnego utracić człowieka i dowiedziawszy się o ożenieniu, nietylko ofiarował się do ślubu za świadka, do wesela za gościa — lecz pod serwetę nowożeńcowi włożył znaczny podrekai nowy kon-