Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/430

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Lada, tak się w niej rozkochał. Pod wszelkiemi względami nie był on jej wart, był cały na zewnątrz, na okaz, a w sercu miał pustki jak w głowie; lecz umiał się przedstawić pięknie, swe wady zamaskować zręcznie i tak jak niektóre piękności stające z profilu zawsze, bo wiedzą że się tak najlepiej wydadzą — on się przedstawiał zawsze z tej strony, która go miłym czyniła.
Był to pierwszy przyzwoity mężczyzna, mający pozory dobrego wychowania, który się do niej zbliżył i okazał jej coś więcej nad zwykle współczucie. Monia się wprawdzie nie zakochała w nim, bo była w tym stanie ucisku, który nie dopuszcza rozmiłowania się — ale mile patrzyła na niego, przyzwyczaiła się, był jej niemal potrzebnym. Ojciec nie posądzał wcale Micia, który o lat kilkanaście od Moni był starszym, choć wyglądał bardzo młodo, aby mógł mieć jakie zamiary. P. Floryan marzył, że taka doskonałość jak jego córka, na której wszyscy się poznać musieli, niechybnie znajdzie sobie świetną partyę, do której nazwisko jej dawało prawo. Łudził się też że i posag muszą oddać Kosuccy. Tymczasem przyjmował posługi Micia, jako dowody przyjaźni dla siebie.
Po wyjeździe Klesza, Micio stał się gościem codziennym, a że, jak mówił, fortuna mu sprzyjała, zręcznie bardzo dopomagał p. Floryanowi i jego paniom do uwygodnienia życia, aby oszczę-