Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/416

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Za pozwoleniem — rzekł biorąc go za rękę, odtrącony natychmiast.
— Nie wdawaj się w rzecz nie swoją.
— Jestem przyjacielem tego pana, do którego niesłusznie się waćpan czepiasz.
— Jakto, niesłusznie?
— Że pani Perron przez litość go pilnowała w chorobie, przecież prawa waćpana naruszone nie są! — zowołał Jordan. — Nikt panu narzeczonej odbierać nie myśli.
Floryan zarumieniwszy się wtrącił:
— Ale, gdyby tak było? jakie masz — waćpan prawa? kobieta sobą rozporządza, jest wolną.
— Nieprawda! na piśmie mam jej przyrzeczenie. Synaczek się nasz chowa w Anzières.
Pani Perron zemdlała wykrzyknąwszy coś — Floryan padł na łóżko. Jordan przystąpił do zapaleńca.
— Jestto sprawa pani Perron i wasza — rzekł — mój przyjaciel na prawa jego następować, nie będzie. Ustąp pan, proszę... lub...
Przyszedłszy do siebie, wdowa z krzykiem podbiegła do francuza, chwyciła go za rękę i gwałtem wyciągnęła z pokoju.
Części tej sceny — niestety — Monia i Lasocka były, jeśli nie świadkami, to słuchaczkami w sieni. Dziewczę zrozumiawszy położenie uciekło się zamknąć w swej izdebce.
Klesz chciał natychmiast korzystać z wypad-