Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/385

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wzdychając Małdrzyk — jakie sobie zadajesz trudy około mnie... czy podobna.
— Nie mówże o tem — przerwała wdowa. — To pewna że dla osoby obojętnej nigdybym się nic podobnego nie potrafiła, ale kiedy się do niewdzięcznika jakiego przywiąże kobieta... o!
— Możesz mnie nazywać niewdzięcznym? Powinnaś znać serce moje.
— A! tak — z uśmiechem pochylając się nad nim, szepnęła wdówka — czasem mi się zdaje że to serce znam i zaufać mu mogę — a jednak?
Małdrzyk rękę jej pochwycił.
— Nie mów tak, proszę — odezwał się — nie wątp nigdy. Przyjdzie chwila gdy dowiodę.
— O! o! chwila ta! chwila! a kiedyż ona przyjdzie? — podchwyciła Perron. — Gdy wyzdrowiejesz — zapomnisz...
— Nigdy w życiu.
Perron minkę zrobiła smutną.
— O! — rzekła — czuję, gdybym się na tem sercu zawieść miała, nie przeżyłabym tego. Czyż nie widzisz że cię kocham.
Otarła łzy problematyczne.
— Droga Adelo — przerwał poruszony Florek, nie puszczając jej ręki — czyż nie widzisz nawzajem żem się przywiązał do ciebie? i że nas nic już nie rozdzieli.
Z lekkim wykrzykiem zbliżyła się, pochyliła nad głową jego, wdówka.