Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie osobno, ze starą sługą i spodziewała się że nietylko w cyrku widywać się będą.
— Protektora znalazłabym łatwo — dodała smutnie — miałam i mam codzień obrzydliwych a świetnych propozycyj mnóstwo, lecz wolę mieć takiego jak wy przyjaciela.
Małdrzyk ofiarował się jej cały na usługi, musiał jednak, choć z upokorzeniem wyznać, że całkiem swobodnym nie był, bo był do obowiązkowej pracy dla chleba zmuszony.
Miss Jenny zaklęła go z żywością wielką aby jej szczerze wyspowiadał wszystko. Małdrzyk tak już był usposobionym do otwartości z tą kobietą dziwną a narzucającą mu się — iż jej w krótkich słowach życie swe i położenie odmalował. Była to lekkomyślność, którą tylko zbyt poczciwe i miękkie serce jego mogło tłómaczyć.
Miss Jenny pomyślała chwilę.
— Gdybyś pan nie miał przesądów — rzekła, wierz mi, że u p. Richarda znalazłbyś lepsze, milsze, lżejsze i korzystniejsze zajęcie. Jabym o tem z nim pomówić mogła.
— Ale na cóż ja mu się przydać mogę? — zawołał Floryan. — Na to potrzeba więcej znajomości tego kunsztu, a w razie gdybym się mógł nawet czegoś poduczyć, za nic w świecie nie wystąpiłbym publicznie.
— I nikt tego od pana wymagać nie będzie — odparła miss Jenny — ale Richard nie ma się kim