Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wyręczyć. Koni mamy dużo i kosztownych, przez niedozór oto świeżo stracił jednego, który go kilka tysięcy franków kosztował.
Małdrzyk namyślał się nie odpowiadając.
— Daj mi pani czas — rzekł — zobaczymy. W istocie byłbym może swobodniejszy gdyby się to jakoś ułożyć dało.
— Nic to pana nie wiąże — zawołała amazonka — ja z Richardem pomówię o tem.
Zaledwie wrócili do cyrku, Florek musiał pospieszać do domu. Godzina śniadania nadchodziła, a pani Perron nie lubiła czekać. Dochodząc do hoteliku, spojrzał na zegarek Małdrzyk i przekonał się, że mimo pośpiechu, już się opóźnił. Wprost więc pobiegł na górę do gosposi, i w przedpokoju usłyszał śmiechy i rozmowę Śniadanie musiało już być na stole.
Towarzyszem pani — a zastępcą Florka, był Micio.
— Czekaliśmy na was — odezwała się wesoło, zarumieniona mocno i roztrzpiotana gosposia — nadszedł jego przyjaciel... i sądząc żeś o nas zapomniał, kazałam dawać.
Micio był nieco zmięszany, ale humor mu zaraz powrócił.
— Zaręczam że powracasz z cyrku i od miss Jenny? — odezwała się Perron. — A co? nieprawda?