Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zdziwiony trochę tem zjawiskiem, którego się nie spodziewał, gość z galanteryą polsko-francuzką wstał na powitanie nieznajomej. Florek nie uważał jak ciekawym wzrokiem zmierzyli się wzajemnie. Wrażenie musiało być dobre, gdyż pani Perron trochę długo się zatrzymała u progu, stała się bardzo wesołą, zawiązała żartobliwą gawędkę z p. de Lada i odeszła rozpromieniona.
— Ale wiesz, że ta twoja gosposia bardzo śliczna i miluchna! — roześmiał się Micio — do pozazdroszczenia!
Po tym krótkim epizodzie, uparł się Florka zaprosić na śniadanie na bulwary. Dawny sąsiad — wyciągnął go z sobą, a po śniadaniu chciał koniecznie zabrać ze sobą do cyrku, gdzie niezawodnie miss Jenny zastać mieli.
Małdrzyk się niebardzo opierał. Śniadanie wykwintne z doskonałem winem Burgundzkiem leżącem w koszyczku — przeciągnęło się nieco, lecz obu ich wprawiło w ten złoty humor, który szczęśliwym daje umiejętnie nakarmiony żołądek.
Małdrzyk się czuł jakby innym człowiekiem. Niczem nieusprawiedliwiona nadzieja wstępowała do jego serca. Myślał sobie że gdy taki Micio mógł się dorobić świetnego stanowiska na paryskim bruku, los nie mógł mu tej samej łaski