Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jordan się teraz więcej obawiał zniechęcenia niż zajęcia panią Perron, chociaż z jej strony, widać było nieostygającą ale coraz większą troskliwość o utrzymanie dobrej przyjaźni z p. Floryanem.
Francuzka oszczędna i wyrachowana, małemi nawet przysłużkami starała się do siebie przywiązać wygnańca.
Cały tryb ten życia jednostajny, rzadkiemi tylko i skromnemi wycieczkami i odwiedzinami przerywany, regularny, mógł każdej innej naturze starczyć, tylko nie Małdrzykowi.
Nowego czegoś, gorętszego, potrzeba mu było.
Jordan, który przez ten czas wcale się nieźle wyuczył zecerstwa i mógł tyle zarobić, że mu to na jego życie niewytworne starczyło — trzymał się Paryża tylko dla tego aby Floryana nie opuścić.
Stałe zajęcie i stosunkowo lepsze wynagrodzenie, z nadzieją otrzymania jakiegoś jeszcze korzystniejszego stanowiska, dawano mu w Tours, przy wielkiej drukarni Mame, która pracowała też dla Paryża. W błogosławionej tej krainie życie było tańsze, małe miasto lepiej się nadawało Jordanowi i byłby oddawna puścił się tam, ale jak tu Floryana porzucić samego, bez tego nadzoru serdecznego, który nieraz już zniechęconego, rozkapryszonego, gotowego popełnić nie-