Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żył go coraz bardziej. Postąpienie z nim tak cyniczne Kosuckich, kazało się obawiać, że i nad dzieckiem litości mieć nie będą. Drżał o nią.
Jordan naówczas pocieszał go opieką marszałka, sąsiadek i starej Lasockiej.
Lecz — właśnie teraz ta, na której przywiązanie najwięcej rachowano, doniosła w liście łzami skropionym, że, pomimo największych ustępstw, cierpliwości w znoszeniu prześladowania — naostatek została przez p. Natalię, pod jakimś błahym pozorem oddaloną.
Biedna staruszka, która od wyjazdu Małdrzyka nic nie miała od Kosuckich, utrzymywała się z dawniej oszczędzonego grosza — nie chciała też nic, błagała tylko aby ją zwrócono do sierotki — trwożąc się o nią. Dziecko pisało również smutnie i rozpaczliwie, prosząc ojca aby się za Lasocką wstawił.
Lecz, p. Floryan po doznanym zawodzie tak bolesnym, nawet z siostrą zerwał był stosunki. Dla dziecka jednak, postanowił napisać do niej i zakląć na pamięć rodziców, aby dla biednej Moni jej opiekunkę wróciła.
Jordan, z którym o tem długo rozprawiali, nie robił mu najmniejszej nadziei dobrego skutku.
— Chociaż się pani Kosuckiej zdaje, że ma jakąś moc nad mężem, pan Zygmunt tam jest wszystkiem. Wmówi jej co zechce, tak jak wmó-