Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wił, że się wam z Lasocina nic nie należy. To napróżno.
List jednak pod adresem marszałka wyprawiono.
Przez dni kilka — Floryan mocno przejęty losem dziecka, zapomniał był o p. Adeli Perron. Klesz się i tem cieszył. Właśnie przygotował był nową znajomość dla Małdrzyka, po której się spodziewał, że ona go zająć i odciągnąć potrafi.
Lecz z wielkiego pragnienia niesienia pomocy przyjacielowi, i przy wielkiej wierze w to, że w domu polskim nie grozi niebezpieczeństwo — Klesz poczciwy źle się obrachował.
Dom, na który zwrócił uwagę, na pierwszy rzut oka, miał dlań coś pociągającego. Składał się on z byłego profesora Żelazewicza, który w pierwszej rozmowie zachwycił Jordana, wymową i erudycyą. Zdał mu się człowiekiem i znakomicie obdarzonym i wykształconym bardzo.
Wiedział że żona jego, polka, była też kobietą niepospolitą (jak mówiono) pełną życia, młodą jeszcze i piękną, Oprócz państwa dwojga, znajdowała się i siostra profesorowej, która z nią razem bardzo głośną i chwaloną założyła fabrykę kwiatów. Unoszono się nad mężnemi niewiastami, umiejącemi pracą swą zdobyć niezależność, gdyż profesor, mimo swoich talentów i nauki, dotąd się jakoś nigdzie umieścić, i nigdzie utrzymać nie mógł.