Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nowi że — wody warzyć dłużej nie chce i pożegna pułkownika.
Jednego dnia oświadczył mu, iż nie czuje się na siłach, tak genialnych wynalazków należycie zgłębić i jasno ich określić.
Pułkownik sapnął, rękami zamachnął, dobył ze stolika szczupły zapas grosza, nadwyrężony świeżo budowaniem kotła, który się na nic nie zdał, i należność wręczył Jordanowi, coś pomrukując.
Klesz nie chciał jej przyjmować, zmusił go genialny wynalazca — a Jordan nazad do drukarni powrócił.
Całym zarobkiem z tego stosunku krótkotrwałego było, iż porobił znajomości, z których jeśli nie dla siebie, to dla Floryana spodziewał się korzystać.
Małdrzyk przez czas jakiś zreformował się. Rysował, czytał, myślał czyby z małego talentu większych nie mógł wyciągnąć korzyści.
Listy od Lasockiej i Moni, które bardzo rzadko i ubocznemi drogami przychodziły, za każdym razem rozbudzały go jakby ze snu, czyniły lepszym. Wspomnienia przeszłości podnosiły go nad poziom, na którym teraz wegotował. Towarzystwo takiej pani Perron nie wydawało mu się potem ani tak pożądanem, ni tak zabawnem i przyzwoitem.
Los Moni, tego biednego dziecka sieroty, trwo-