Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mógł tu dostać mieszkanie na dole i w podwórzu rodzaj budy napół oszklonej, w której modele swe i machiny mieścił.
Zastali go właśnie przy przekąsce, butelce wina i talerzu szynki, który mu przystojna służąca podawała, wśród papierów, rysunków i najdziwaczniejszych jakichś części luźnych, z drzewa wyrobionych modelów.
Mężczyzna był ogromnego wzrostu, silny, na twarzy wyrazistej a niepięknej, zarumienionej, malowała się wielka energia i pewność siebie. Obejście się zachował jeszcze z czasów służby grzeczne, ale cechujące dowódcę. Dla niego byli to subalterni, do których się zniżał uprzejmie. Zaufanie w ten geniusz, który czuł w sobie, dodawało mu też pewnej dumy.
Przywitał kapitana i gości głosem donośnym, rubasznie, po żołniersku — a, przedstawiającemu się Jordanowi począł zaraz opowiadać żywo o co chodziło.
— Trzeba tych głupich i zazdrośnych francuzów zmusić aby przecie ocenili co tu jest! (Uderzył się palcem w czoło). Mam z czego miliony wyciągnąć i dać drugim, ale z temi ludźmi, albo ograniczonemi lub zawistnemi walkę prowadzić muszę.
Pochlebiam sobie że zwyciężę. Ludzie się na tem poznać muszą w końcu co ja im przynoszę.
I natychmiast z żywością coraz wzrastającą,