Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Genialny — mówię ci — genialny. Już ja to przeczuwałem gdy w kampanii dowodził.
Jordan głową trochę pokręcił, lecz sprzeciwiać się nie śmiał.
— Chodźmy zaraz, bo pułkownik czeka na nas, pilno mu memoryał pisać aby dostać patent na cudowną machinę do piłowania drzewa na forniery. Oprócz tego ma nową pompę swego wynalazku, nowy kocioł do machin parowych i młyn, o którym cuda prawi.
— Widziałeś to kapitanie? — zapytał Jordan — czy już były próby.
— Nie, nie, są tylko modele, i właśnie idzie o to aby do wykonania z nich machin pozyskać kapitalistów.
Całe to opowiadanie nie wydało się wiele obiecującem Jordanowi, lecz milcząc zabierał się iść z kapitanem.
— Wiesz pan co? — odezwał się Arnold — jeśl pan, panie Floryanie, nie masz pilnej roboty, chodź z nami. Pułkownik mi wspominał, że znał waszą rodzinę. Warto go poznać, to przecież jedna ze znakomitości naszych.
Małdrzyk był tak w tej chwili miękkim iż na wszystko się godził. Siedli więc do omnibusu i — pojechali wszyscy razem na Marais, gdzie w małej, ciasnej i ciemnej uliczce, mieszkał genialny ów wynalazca.
Do wyboru domu i lokalu skłoniło go to, że