Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Przyznam się też panu — rzekł, wstyd przemagając Małdrzyk — że i zapasy moje się wyczerpały, a niegodziwy szwagier zawód mi zrobił okrutny.
Bojaźliwa ta wzmianka ostudziła Nababa i zafrasowała go. Stanął zadumany i cybuch na kanapę rzucił.
— Proszę cię — rzekł — mnie tu mają za milionera — a ja też zaczynam być goły. Z temi pieniędzmi z kraju — to rzecz nieznośna. Oni naszych potrzeb nie rozumieją, a tu nawet za szklankę wody płacić musimy. Mnie także taki zawód zrobił rządca, że musiałem kazać sprzedać kawał lasu.
Potarł głowę.
— W kasie nie mam już i pięciuset talarów, a pieniądze lecą jak plewa.
Chcesz pięćdziesiąt talarów to ci pożyczę?
Floryan nie odpowiedział nic na to, a milczenie biorąc za przyzwolenie, stęknąwszy poszedł Nabab do biurka, otworzył je, szukał długo najmocniej podartych papierków i wręczył je Małdrzykowi, który natychmiast siadł pisać kwit.
Nabab z początku brać go nie chciał, w końcu się nie sprzeciwiał.
— Znajdę drogę do ministra — dodał — dowiedz się do mnie jutro.
Małdrzyk wyszedł, trochę uspokojony tem, że na wszelki wypadek, miał niezależnych od