Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie było nad to innego ratunku — Małdrzyk łudził się znowu. Chciał naostatek aby mu i córkę oddano i ten majątek, który pod pozorem zachowania dla niej, zatrzymywano. Bujna fantazya jego snuła już plany nabycia ziemi na Szlązku — i gospodarowania.
Jordan zaczął się w podróż wybierać, chciał jednak wprzódy o Floryana być spokojnym, umieścić go gdzieś w bezpieczniejszym lokalu, urządzić mu życie, obrachować wydatki i widzieć jak Małdrzyk z tą zmianą bolesmą i upokarzającą się pogodzi.
Pani ober-kontrolerowa była zapewne już przygotowaną do wypowiedzenia mieszkania — z panią Liną stosunki zupełnie prawie się zerwały. Unikając spotkania się z Małdrzykiem, piękna blondynka wyniosła się z córeczką do Loschwitz, do krewnych.
Matka wzięła na siebie ostateczny obrachunek z tym, którego już nawet hrabią nazywać przestała. Za poplamione dywany, popalone serwety, potłuczone lampy, i mnóstwo drobnych uszkodzeń podano regestr tak olbrzymi, że Jordan oświadczył gotowość rozprawienia się o to na drodze sądowej.
Oburzona do wściekłości pani Herzowa, wyłajawszy go, zapowiedziała że zapozwie sama. Wezwany na naradę Cymerowski, poufnie szeptał, że nigdy jeszcze w Dreznie przykładu nie