Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Hrabiemu felczer opatrywać musiał rany, bo krzyk i łajanie głośne przebiło się przezedrzwi.
Potem nieznużony człek począł wydawać rozkazy, wysyłać Autka, zwoływać parobków, łajać przychodzących — a wśród tego jęczał boleśnie. Nie przeszkadzało mu to o wszystkiem pamiętać — i nie folgować nikomu.
Zapomniano tak dobrze o przybyłych kobietach, że wreszcie ekonomowa sama poszła się o jakieś upomnieć śniadanie. Nikt tu do ich bytności nie przywiązywał najmniejszej wagi.
To nie bolało Steńki, bo wolała być opuszczoną.
Około południa wszedł Antek, powołując Pakulską. Steńka pozostała znów sama.
Z rozmowy i mruczenia za drzwiami nie słyszała nic, bo nie chciała podsłuchywać. Cóż ją to obchodzić mogło? Wzięła jednę z przywiezionych książek i czytać próbował, ale litery i wiersze całe biegały jej przed oczyma.
W tem wbiegła Pakulska, oczy jej połyskiwały:
— Panna do hrabiego! — zawołała.
Steńka nie zrozumiała, przelękła się.
— Panna, prędzej do hrabiego! — powtórzyła przysuwając się do niej.
Jeszcze nie wiedziała, co pocznie Sumakówna, gdy Pakulska ją za rękę pochwyciła i gwałtem pociągnęła za sobą.