Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z woźnicą i chłopcem do posługi, miała ją zabrać i bez zwłoki w dalszą podróż się puścić.
Dokonawszy tego heroicznego czynu, który go niemało kosztował, hrabia obrachował ściśle dni na drogę do Warszawy, pobyt i powrót przeznaczone — i czekał niecierpliwie zjawienia się swej przyszłej.
Pomimo całej energii charakteru, nawyknienia do walki, Kwiryn po odjeździe Pakulskiej znalazł się w takim stanie ducha i usposobienia, tak podrażniony i rozgorączkowany, że sam się gniewał na siebie, a Antek, widząc w nim tę zmianę, przeklinał gorzej jeszcze dzień i godzinę, w której staremu przyszła ta — głupia fantazya ożenienia się. Myśląc o tem, stary sługa spluwał i mruczał:
— To jeszcze nic! nic! zobaczysz co to dalej będzie. Mieliśmy i tak z nim czyściec, a teraz przyjdzie piekło. Żeby ona świętą była, to z nim nie wytrzyma, łzami się otruje.
Można było rzeczywiście przewidywać coś strasznego, sądząc po tem, co już dziś Kwiryn dokazywał. Nigdy go tak złym, tak niecierpliwym, tak niespokojnym nie widział Antek.
Nie mógł na miejscu usiedzieć. Biegał po gospodarstwie i wszędzie rozlegały się łajania i groźby. Po kilka razy na dzień, bez potrzeby kazał zaprzęgać i puszczał się do bliższych folwarków, na pola.