Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Boruch czekał objaśnienia.
— Hrabina mi pisze — rzekł Dyonizy, który nigdy jej inaczej nie nazywał, tylko zawsze tytułując — hrabina mi pisze, że za mąż wychodzi.
— Nu! a co to ma być dziwnego? — rzekł Warszawski.
— Spytaj acan: za kogo?! Ona! milionowa pani! z tym tytułem! ona, coby księcia sobie wziąć mogła! Tfu! aż mi wstyd powiedzieć — za prostego professora wychodzi, który się tam w niej kiedyś pokochał. Racya fizyka! ale ja jej głupstwa tego zrobić nie dam!
Pokiwał głową Boruch.
— A co jegomość myślisz począć? — odparł zimno — przecież to wdowa i pani swej woli. Kto jej może zabronić wyjść, za kogo zechce? Albo jej się nie należy za to co, wycierpiała, żeby choć teraz była szczęśliwą?
P. Dyonizego rozumowanie to wcale nie przekonywało. Schował list do kieszeni z gniewem, mrucząc coś pod nosem; a że żądano od niego metryk i papierów, i musiał bądźcobądź iść po nie na probostwo, pomyślał, aby się z księdzem naradzić.
Niezważając więc na Borucha, wziął za czapkę.
Na probostwie zaszła zmiana radykalna. Od kilku miesięcy staruszek Monsignor pożegnał się z tym światem; zastępował go wikary, starający