Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wstała natychmiast i poszła do biurka, aby, słowa niemówiąc, zadość jej żądaniu uczynić.
Małe oczki p. Adeli zajaśniały źle ukrywaną radością. Odezwała się jeszcze tłómacząc się, winszując i trochę złośliwie napomykając coś o tem, że pani hrabina ze wszech miar pobytowi swemu na pensyi wiele winną była, i że ona, panna Adela, chociaż na pozór może okazywała się dla uczennicy surową, czyniła to jedynie z pobudek, które dyktowało sumienie.
Niewdając się w rozprawy o przeszłości, milcząc, Faustyna odliczyła żądaną sumkę i z grzecznym ukłonem wręczyła ją p. Adeli, która widząc, że w rozmowę z nią nie ma się ochoty zapuszczać, schowawszy do woreczka pieniądze, pożegnała dawną uczennicę.
Potrzeba było doczekać się papierów ze Skomorowa.
Wskazaliśmy już dosyć szczęśliwą zmianę, jaka zaszła w p. Dyonizym Sumaku, od czasu gdy córka jego tytułowała się hrabiną, a on sam zażywał dobrego bytu.
Wprawdzie Sumak nie napijał się tak, jak niegdyś lada czem i lada zkim, lecz smakowały mu zawsze napoje gorące, chociaż w nich był wybredniejszym. Dbał teraz niezmiernie o to, aby się okazywać przyzwoicie i — oile można pańsko. Cór-