Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szeniu piersi, oddech przyśpieszony i czoło, które rumieniec oblewał.
— Z obowiązku przyjaźni — mówiła dalej przybyła — powinnam pośredniczyć. Pozwól mi.
— W jaki sposób? — szepnęła ledwie dosłyszanym głosem Steńka.
— Przyjedź, powinnaś przyjechać do Warszawy — kończyła żywo Estera. — Podróż łatwo się da wytłómaczyć dla Marcysi. Potrzebuje lekcyi dla wydoskonalenia, czy nie — lecz one nam doskonale usłużą.
Jestem przekonaną, że, gdy się u mnie spotkacie, resztę — samo, bez wiedzy twej, serce weźmie na siebie.
Pomysłowi temu nie sprzeciwiła się hrabina, ale też nie dała poznać, czy go przyjmuje. Estera gorąco starała się ją namówić.
Podana herbata przerwała rozmowę, która się po wieczerzy, przy przechadzce po salonie, odnowiła. Hrabina chodziła zadumana. Nazajutrz na odjezdnem nalegała znowu Estera, aby jakąś otrzymać odpowiedź.
Steńka szepnęła jej w końcu: — zobaczymy!
Do wiosny jednak nic się nie zmieniło; o podróży mowy nie było. Tylko Marcysia nagle uczuła jakąś potrzebę douczania się i wielkie pragnienie widzenia miasta. Żwawa, napastliwa, namiętna,