Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nigdy ono nie umierało — odezwała się hrabina cicho.
— A więc?
— Ja nie wiem — szepnęła Steńka.
— Mogę ci zaręczyć, że z jego strony, nietylko się nic nie zmieniło, miłość nie ostygła, ale oddalenie ją jeszcze zwiększyło. Biednego professora Karola widuję bardzo często, mówimy o tobie. Ma on teraz znośniejszy byt, bo dostał przy szkołach posadę; wzdycha biedny — ale, jakże chcesz, aby się odważył przypomnieć ci i zbliżyć się do ciebie — przy takiej nierówności położenia? Tysiąc razy mi to powtórzył, że testament hrabiego przeklina, bo go nieszczęśliwym uczynił.
Milczała Steńka i coś jak łza się jej w oczach kręciło.
Milczały obie.
— Ty się mu narzucać nie możesz, to prawda — dodała Estera — on nie zechce być posądzonym o interessowność. Cóż więc? miłość wasza ma pozostać nazawsze idealnem wzdychaniem i wysyłaniem myśli ku sobie?
Hrabina nie odpowiadała.
— Ty jesteś silniejsza — dodała Estera — pierwszy krok powinien wyjść od ciebie.
Steńka i na to nie odpowiedziała, siedząc z o czyma spuszczonemi. Widać było tylko, po poru-