Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bitne. Znać było w niej życie pulsujące żywo, gwałtownie i niecierpliwie.
Za nią zaraz szła, sprowadzona dla jej nauki i towarzystwa, z Warszawy, niegdyś przyjaciółka i kolleżanka z pensyi p. Adeli — panna Julia; nieładna, gruba, ciężka, z twarzą dużą, okrągłą wyrazu łagodnego i dobrego. Miała ten nieoszacowany przymiot, że ze wszystkiego umiała być zadowoloną, nie krzywiła się na nic, i wesołością swą dom ożywiła.
I było jej wszędzie dobrze.
Całe towarzystwo weszło z ganku do sieni, a potem do — bawialnego pokoju.
Dwór w Skomorowie, jak-eśmy mówili, zewnątrz się bardzo mało odmienił; lecz wnętrze jego, zaniedbane za życia hrabiego, zupełnemu uległo przeistoczeniu.
Nie było tu, ani zbytku, ani blasku, ani wyszukanej wytworności w niczem: wszystko niezmiernie proste, niemal ubogie, ale z takim smakiem ustawione, tak dobrane jednolito, że się pięknem wydawało. Pokoje wiały jakimś cichym spokojem życia wiejskiego, starczącego sobie.
Ponieważ i p. Julia grywała i Marcysia tłukła fortepian niemiłosiernie: niezbędne to narzędzie muzyczne, które dziś wszędzie na krańcach cywilizacyi się spotyka — znajdowało się i w Skomorowie.