Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na hrabiego i rodzinę, musiał starać się jakoś pokryć i zatrzeć.
Po odejściu księdza, Kwiryn, który od dnia wczorajszego ciągle się burzył, męczył, udawać musiał, gniewał, walczył z sobą, poił się żółcią zemsty niezdrowej — czuł się daleko słabszym niż był dni poprzednich.
Paliło go wewnątrz, ból w kościach i mięśniach się zwiększył, jakiś niepokój, oczekiwanie czegoś, przestrach, nieokreślone uczucie trwogi — nie dawały mu spocząć, choć czuł odpoczynku potrzebę.
Zawołał Antka i, gdy ten wszedł, popatrzywszy na niego, nie wiedział sam, na co go wołał.
Na zapytanie sługi, strząsł głową, nie odpowiadał nic. Antek widząc, że mu gorzej było, poszedł do officyny po felczera. I z tym hr. Kwiryn mówić nie chciał. Przyniesiono mu wody; napił się trochę.
Felczer, pulsu domacawszy, zaniepokojony, chciał, aby posłano po doktora, ale chory, usłyszawszy to, zawołał głośno:
— Nie trzeba.
Poprawiono poduszki — Kwiryn usypiać począł.
Gdy się w domu uspokoiło, Steńka też zwolna do siebie przychodzić zaczęła. Wzięła książkę nabożną. Pakulska nie opuszczała jej, starając się jej przypodobać.
Była to zawsze hrabina dziś i pani, na którą