Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chowski, no i dobra Smołowczyńskie, a Bogu dzięki, bez kapitału nie jestem, bo ja gospodarstwa bez grosza w kieszeni nie rozumiem. — Ale na to, jak Plater powiada, musiałem — kpem zostać...
Hr. Bernard zaprzeczył gorąco i nazwał to największym rozumem.
— Ale co te ludzkie roboty i ciułania grosza warte! — kończył gospodarz... Ja do kupy zbieram, a po mnie jak się to rozdrobi na głowy i półgłówki... Smutno myśleć...
Hrabiowie obaj już nie wiedzieli co na to rzec: potrząsali głowami.
Gospodarz nagle dał rozmowie obrót niespodziewany.
— Kiedyście już do mnie się fatygowali, choć ja was przyjąć ani umiem, ani mogę — przynajmniej jaki dzień spocznijcie. Bardzo proszę... Wiem, że musieliście zajechać do austeryi, uwzględniając to, że u mnie tak ciasno...
Hr. Flawian pośpieszył zaręczyć, że w austeryi tak źle znowu nie jest, i że z przyjemnością zabawią, jeżeli Kwirynowi nie są ciężarem.
— Nie — nie! owszem — rzekł pośpiesznie gospodarz — przybyliście mi bardzo na rękę... Mam pewne projekta, myśli... Jeżeli mi się powiedzie to dokonać... będziecie świadkami...
Dwuznaczne to oświadczenie, które zdawało się być w związku ze wspomnieniem o testamencie,