Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wy przez samego hrabiego było czemś tak nadspodziewanem — a tak obiecującem, że ani Bernard ni Flawian nie żałowali już przybycia swojego.
Komuż mógł zapisać hrabia, nieżonaty, bez familii, jeśli nie najbliższym krewnym? Ciekawość była żywo podrażnioną. Hr. Flawian jednak z doświadczenia wiedział, że natrętnym się okazać było niebezpiecznem.
Oczekiwano, czy się chory sam z czem nie odezwie. Sarkastyczny uśmieszek błądził po ustach wybladłych hrabiego, skryty między odrosłą brodą i wąsami. Zwrócił się do Flawiana.
— Ja zupełnie zapomniałem a, szczerze powiedziawszy, nie znam składu familii naszej! — Andrzej ma dzieci — jaka jego sytuacya?
Zapytany wyliczył pośpiesznie całą rodzinę hr. Andrzeja, potomstwo i wnuki, dodając ciszej, że w interessach był dosyć ciężkich.
Z kolei Kwiryn począł pytać o innych, o kobiety, o dalszych krewnych, zdając się słuchać relacyi z wielkiem zajęciem.
— Proszę! — przerwał Kwiryn. Otóż widzicie co się zyskuje na tym waszym wielkim świecie, który ofiar wymaga, a daje za to cienie i mgły tylko. A ja tu w tej skorupie mojej jak ślimak zamknięty... wziąwszy Skomorów z długami, nietylko, żem go oczyścił, dokupiłem kluczyk Mor-