Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gospodarstwa, bo są usymplikowane... Lada ekonom i pisarz, a wójt im starczą. Nie potrzebują ani agronomów, ni rządzców...
— Ale oka tem więcej, i to pańskiego — dorzucił Kwiryn.
Hr. Flawian w rozmowie tej, prowadzonej poludzku, nie poznawał prawie Kwiryna, który się go tak rzeźko pozbył pierwszym razem. Bernard spoglądał na niego, mówiąc mu oczyma:
— A widzisz: nie tak straszny jak ty go malowałeś.
W istocie gospodarz, nawet Sochorowi, nawykłemu do jego niecierpliwości i gburowstwa, wydawał się na korzyść swą zmienionym.
— Prawdziwie, że to ofiara z waszej strony nieoszacowana — mówił chory, żeście byli łaskawi się tu fatygować do mnie... Doktor powiada, że gdy się nie będę irrytował, mogę wyjść nawet nie okulawiawszy z tego — ale kto to wie! ja już myślałem o testamencie...
Obaj kuzynowie na wzmiankę o nim, grzecznie zaprotestowali, że nie było się czego śpieszyć; zarumienili się jednak i wymienili wejrzenia.
— Testament nikogo nie umorzył — mówił dalej Kwiryn spokojnie — dlatego ja, widząc się w takiem położeniu, pomyśleć o nim musiałem.
Milczenie nastąpiło.
Wprowadzenie rozmowy na temat tak drażli-