Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

oka dały mu poznać, że je powinien był tytułować conajmniej hrabiami.
Hrabia Flawian spytał gospodarza naprzód o proboszcza, i dowiedział się, że ten, zawsze słaby, z domu nigdzie się nie oddalał, a więc był do widzenia, jeżeli reumatyzm w łóżku go nie trzymał.
O Kwiryna z początku dopytywać nieśmiano, a że tegosamego wieczora chcieli panowie być na probostwie, posłali więc swoje bilety, prosząc o przyjęcie.
Żydek, który z niemi pobiegł, po drodze spotkał księdza wikarego. Ten sobie bilety kazał pokazać i, domyślny wielce, wysnuł z tych nazwisk wszystko.
— Ho! ho! — zawołał w duchu. — Już zwietrzyli pewnie, że się żeni, i jadą go zaklinać a odwodzić od tego. Nic z tego!
Zawiadomić potrzeba natychmiast w Skomorowie, co się święci: niech się ma na baczności. Ostrzeżony z góry, człowiek łatwiej się obroni.
Wikary pobiegł do swojego mieszkania, kartkę naprędce napisał do hrabiego, umyślnego z nią wysłał i, nim hrabiowie się dostali na probostwo, Kwiryn już był uwiadomiony.
Monsignor kanonik nadzwyczaj był uradowany z dostojnych gości. Biedny starzec, nawykły do