Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ko układać; nawykano, oswajano się i znoszono tę biedę cierpliwiej.
W innej porze roku może-by ona mniej dotkliwie się czuć dała; jesienią była wistocie doskwierającą.
Sumak miał trochę roztargnienia, bo się ruszał, dojeżdżał do dworu, zaglądał do karczem, łapał Antka, robił nowe znajomości, rozpatrywał się — kobiety marły z nudów w chacie.
Więcej niż kiedykolwiek Scholastyka, popijając, pod pozorem osłabienia, wylęgała się w łóżku... miała ona w początku nadzieję, że hrabia zajdzie lub zajedzie przypadkiem.
Na ten cel izba pierwsza była dość czysto utrzymywaną, i matka przygotowała sukienczynę dla córki, mając na myśli, pod pozorem choroby, ją wysłać na przyjęcie grafa.
Ale graf wcale się nie pokazywał. Wypadało to może z jego rachuby.
Steńka też, widząc, że o nich zapomniano, przestała się lękać i powiedziała sobie, że wszystkie te przypuszczenia i plotki były zmyśleniem.
Nadeszła zima.
Wieczoru jednego, wśród zamieci śnieżnej, gdy Dyonizego w domu właśnie nie było, bo go tegoż ranku wysłano z dyspozycyą do drugiego majątku — sanie zajechały przed dworek. Zaczęto stukać do drzwi. Stał się popłoch wielki. Wysłano