Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stróża na zwiady, a ten powrócił zdyszany i przelękły z wiadomością, że sam graf potrzebował się ogrzać i chciał wstąpić na chwilę.
Nikt się go tu teraz nie spodziewał, w początku więc wpuszczono do pierwszej izby, w której ogień się palił na kominie, a matka w alkierzu, Steńkę co najprędzej przyodziawszy, pomimo oporu jej, zmusiła pójść hrabiego przyjmować.
Dziewczę, przestraszone niezmiernie, nie mogąc się obronić matce, która pięściami groźnie pchała ją — w dziwny sposób, wstępując na próg, uczuła w sobie nadzwyczajne męztwo.
Hrabia, który był śniegiem okryty, kożuch zrzucił i siedział, grzejąc się przed ogniem, usłyszawszy drzwi skrzypiące, zwrócił głowę i — oniemiał.
Poruszenie, przestrach... rozpacz dziewczęcia, blade jego lice i zwykle smutne wejrzenie okryły szkarłatem, wlały w nie życie, podwoiły jeszcze tę piękność młodocianą, która w nędznej chacie wydawała się jakąś idealną i nadziemską.
Hrabia, nawykły do pospolitych twarzy — pomimo swej gburowatości i śmiałości, był jakiś czas pod wrażeniem tego zjawiska cudnego.
Steńka, zlekka mu się skłoniwszy, stała zmieszana. Hrabia Kwiryn uśmiechać się do niej zaczął niezgrabnie.