Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mnie z uwagą. O twój los idzie... Nie posłuchasz mnie — zginiesz!!
Ostatni wyraz, wymówiony z tragicznym akcentem — na który Ester rachowała — tak był dla Steńki niezrozumiałym, że się jej wydał żartem.
Rozśmiała się smutnie.
Ona zginąć! ona! Co to mogło znaczyć? Mogłaż ona bardziej jeszcze być zgubioną?
— Co-bo ty prawisz! — odezwała się.
— Ja? mówię ci prawdę — mówię ci — powiem rzecz straszną — poczęła Ester. I widząc, że wrażenia nie czyni, mimo wysiłku — zawołała:
— Dziewczę ty... moje! Obudź się, obudź!
— Ale co ci jest? czego ty chcesz odemnie? — powtórzyła onieśmielona nieco Steńka.
Ester dopiero teraz intuicyą jakąś wyrozumiała, że biedne dziewczę przygotować należało do tego, co mu powiedzieć chciała.
— Wiesz — rzekła poważnie, za rękę ją cisnąc, aby zmusić do słuchania i uwagi — wiesz, jak się źle twoim rodzicom dzieje?
— A! a któż o tem lepiej wie odemnie! — szepnęło dziewczę.
— Każdy człowiek ratuje się jak może — mówiła Estera.
W nieszczęściu człowiek ostatnią oddaje koszulę, z głodu kradnie... Nie będę obwiniała twoich rodziców.