Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

najwięcej rachowano — wręcz nadziejom zaprzeczył, a o kredycie słuchać nie chciał.
Zapowiedział, że grosza nie da. Odgrażał się swem leśnictwem Sumak, na co mu Żyd odparł:
— Ja wasana nie potrzebuję, bo w lesie kraść nic nie myślę, a gdyby mi się tego zachciało, tobym mu zpod nosa wziął i nie wiedziałbyś o tem.
Sumak, rozgniewany, począł biegać ze swem leśnictwem po innych Żydach; lecz wszyscy słysząc, że Boruch odmówił, pieniędzy dla niego nie mieli.
Scholastyka tymczasem, nie wiedząc o tem, posłała po rum do Borucha, naturalnie, Steńkę.
Wiedziała ona, że go tu nie dostanie, ale — iść musiała.
Zobaczywszy ją, Ester pochwyciła natychmiast do alkierza. Nie było już do stracenia czasu.
Steńka weszła ze zwykłą sobie obojętnością i półuśmiechem na ustach.
— Moja ty kochana Ester — odezwała się — gdybyś mnie choć ten raz pomogła... Boję się, doprawdy, ażeby matka mnie nie wybiła. Straciła czegoś głowę. Ojciec też! Ja nie wiem, co się dzieje! Może-by ją rum uspokoił.
Ester namiętnie ją pochwyciła za ramiona i, patrząc napastliwie w oczy, zaczęła gwałtownie:
— Steńka... tu nie o rumie teraz mowa! Słuchaj