Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Obaj lasu unikali. Antek był w usposobieniu gadatliwem; — przeciągnęła się gawęda.
Wśród niej do izby wszedł Sumak. Siedział jakoś temi czasy w domu i po całych dniach spał, albo u Borucha czatował na podróżnych.
Zobaczywszy skromnego i niepoczesnego Antka, nie miał z nim wielkiej ochoty zabierać znajomości; ale nie mógł przepuścić go, nie dowiedziawszy się, kto on taki, zkąd i poco.
Boruch, zbywając go się, szepnął mu: — Officyalista i sługa hrabiego ze Skomorowa.
Wiadomość ta cudownie podziałała. Sumak, ziewający na uboczu, żwawo się wmieszał do rozmowy i przysiadł do Antka.
Ten znał go z widzenia i przypomniał sobie. Zwykle dosyć dziki i ostrożny, ażeby się lada z kim nie wdawać, tym razem hrabiowski sługa nie unikał nowej znajomości.
Boruch zaś, który wzmianki o lesie nie mógł się doczekać, a dla którego Antek był — małą rybą, zobaczywszy, że ci dwaj dobrze do siebie przypadali — cofnął się, zostawiając ich samych.
Antek, posunął uprzejmość niesłychaną do tego stopnia, że po chwili, dowcipkującego i zabawiającego go Sumaka na kieliszek rumu i zakąskę zaprosił.
Sumak nigdy żadnego przyjęcia nie zwykł był odmawiać, od prostej śmierdziuchy począwszy, aż