Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

by to tłómaczono, niż było; ale naprzód kara odosobnienia, a potem — nadzór jaknajściślejszy.
Taki był plan p. Adeli, która jeszcze, po uczynionem odkryciu, nie widziała się ze Steńką. Ta właśnie była na wykładzie Żeganowskiego.
Tknięta jakiemś podejrzeniem, p. Adela odbyła niespodzianą rewizyą książek i papierów uczennicy — i odkryła tę zbrodnię, że śmiała się uczyć bez jej wiadomości i kontroli. Co gorzej, sexterna, wypisy, notatki świadczyły o postępach nadzwyczajnych, zdumiewających.
Między książkami zabranemi znajdowało się kilka, niewiadomego pochodzenia i na pensyi nieużywanych.
Gdy się to działo w pokoju Grońskiej i p. Adeli, oczy bystre uczennic, uszka ich czułe podpatrzyły i podsłuchały — co się stało, i Steńce w czasie lekcyi Żeganowskiego, doniesiono cicho, że jej kryjówki były splądrowane.
Dziewczę zarumieniło się mocno, ale nie była to już ta bojaźliwa, milcząca Steńka, jaką niegdyś tutaj przybyła.
Kilka miesięcy pobytu na pensyi wśród tego młodego świata, szczebioczącego, ciekawego i czynnego, zmieniły pannę Sumakównę. Widziała inaczej położenie własne. Idzia i inne współuczennice, ukradkowo się z nią spotykając, powoli wtajemniczały ją w to, co się zowie — życiem.