Sama nauka, rozszerzając horyzont myślenia, książki przynoszące pewne pojęcia i axiomata, wywołały ze Steńki więcej odwagi i energii — uczyniły ją samoistniejszą. Rozumiała to, że nią, jak bezmyślnem bydlęciem, rozporządzać nie miano prawa.
Umysł zaniedbany, a dobrze od natury wyposażony, raz powołany do życia — dokazywał cudów.
Wprawdzie, jak zwykle po długiem uśpieniu, ruchy jego były gwałtowne, za śmiałe często, niedoświadczeniem — serce teraz biło za mocno czasami — ale Steńka nową się czuła istotą. Wstąpiło w nią życie, z potęgą młodości nagle odtajałej.
Usłyszawszy od współuczennic co jej zagrażało, Steńka miała czas zebrać myśli i obudzić w sobie odwagę. Nie czuła się tak bardzo winną.
Zwykle rozmowy jej z p. Adelą były bardzo lakoniczne; teraz poraz pierwszy miała być zmuszoną, stawić się jej, jaką ją pobyt na pensyi uczynił. P. Adela znała tylko Faustynkę taką, jaką jej przywieziono.
Po powrocie z lekcyi, gdy wstąpiła na próg pokoju, znalazła całe corpus delicti rozłożone na stoliku przed sobą i groźną p. Adelę z brwiami namarszczonemi.
— Co to znaczy? — zapytała, wskazując na stół, p. Adela.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/185
Wygląd
Ta strona została skorygowana.