Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Stary Żeganowski ciekawie spoglądał na nią i on jeden może odgadł zmianę, jaka w niej zaszła; ciesząc się nią i — bardzo ostrożnie przychodząc w pomoc słówkiem nieznacznem.
P. Adela postrzegła tylko z podziwieniem wielkiem, że Steńka zaczęła pisać, nietylko ładnie, ale ortograficznie. Ruszyła ramionami, lecz strzegła się najmocniej okazać, że to pochwalała. Milczała pogardliwie.
W sposobie życia Steńki, którą się posługiwano, jak dawniej, nic się nie zmieniło, lecz chwytała każdą chwilę wolną, aby ją zużytkować dla siebie i kieszenie nosiła książek pełne.
— Widzisz, moja Grońska — zawołała, wchodząc z trzaskiem do jej pokoju p. Adela. — Ja ci mówiłam zawsze, że to jest dziewczyna zepsuta, chytra, zamknięta w sobie — przewrotna.
— Jezus, Marya! — odparła Grońska, składając ręce przestraszona, bo miała tajemną słabostkę do Steńki. — Cóż zrobiła? co się stało?
— Złapałam ją na gorącym uczynku — ciągnęła p. Adela. Wystaw sobie, że udając takiego apatycznego głuptaszka, brała u mnie książki, robiła wypisy, po nocach się uczyła.
— A! a! — przebąknęła Grońska — ale cóż w tem złego? Nie rozumiem.
— Jakto, nie rozumiesz? — mówiła, coraz więcej się unosząc p. Adela. Hrabia wyraźnie mi mówił,