Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dobrze, zimno — zimno — i po wszystkiem. We łzach się tylko rozpływała, a i te łzy podejrzane.
— Hrabia nam zalecał trzymać ją surowo — rzekła p. Adela, — czy-by miał jakie powody do tego?
— A jużciż! pewniej coś mu doniesiono, bo on bez racyi nic nie czyni. O! to kuty człek!
— Czy hrabia majętny? — zapytała Grońska.
Pakulska ironicznie się uśmiechnęła.
— Co? majętny? — rzekła — ale! mało powiedzieć majętny.... to jest bogacz całą gębą! Trzy klucze; pieniędzy jak lodu, a grosza długu...
— A wygląda tak skromnie?.. proszę? — odezwała się Grońska.
— To jeszcze nic: żeby panie wiedziały, jak żyje! to dopiero dziwować się. — Jak prosty parobek. Co prawda, skąpy bardzo i dlatego do takiej przyszedł fortuny, bo po rodzicach mało co wziął.
— Skąpy, ale, — jednak ma fantazye! — dodała p. Adela.
Ścisnęła ramionami Pakulska.
— Juści-ż — miewa, ale i w tem skąpy. My go dawno znamy. Z familią własną nie żyje, aby jej nic nie dawać.
Po kawie ekonomowa, którą przyjmowano bardzo dla niej pochlebnie, z atencyami, do których nie była przywykła, poczęła się wywdzięczać różnemi opowiadaniami — języka utrzymać nie umiała i nie mogła — naplotła niestworzonych rzeczy,