Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pierwsze wejrzenie na tę istotę osowiałą, wylękłą, znużoną drogą, z zapłakanemi oczyma, przybitą — oczyma osłupiałemi wodzącą dokoła i niezdającą się rozumieć co do niej mówiono; — niedozwoliło ochmistrzyni z fiziognomii i powierzchowności żadnego wyciągnąć wniosku.
Przyjęła Faustynę zimno, poważnie, bez najmniejszej oznaki jakiegoś współczucia, a nawet prostej, należnej każdemu, uprzejmości.
Napróżno spróbowawszy dobyć z niej coś więcej nad — tak lub nie — p. Adela przestała badać ją — wskazała miejsce, wydała pewne rozkazy najpilniejsze, a sama zwróciła się do przybyłej ze Steńką ekonomowej.
Zaproszono ją na kawę do pokojów pani Grońskiej.
Wiemy już jakie było usposobienie p. Pakulskiej dla tej — dzierlatki, jak ją zwała, której losu zazdrościła, pomnąc, że się on właściwie jej samej należał. Prócz tego pochlebiało to p. Pakulskiej,