Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nazajutrz po bytności radzcy w Skomorowie, z południa, hrabia, który chodził zły, struty i, co mu się prawie nigdy nie trafiło, mruczał coś ciągle sam do siebie, a z Antkiem mówić nie chciał, kazał jednokonne zaprządz sanki. Z twarzy jego Antek to wybadał, że coś się wielkiego, stanowczego gotowało.
Z krwią ściśniętą, z ustami zakąszonemi siadł Kwiryn do sanek — i zawołał na woźnicę, uderzając go pięścią w plecy.
— Na Leśniczówkę...
W dworku u Sumaków, po owych wieczornych odwiedzinach, wcale się hrabiego nie spodziewano. Scholastyka rozpaczała, że głupia Steńka dla jednego całusa narobiła krzyku i mogła pana zagniewać na siebie.
Dziewczę płakało. Sumak głową potrząsał.
Nie było go i teraz w domu, bo rzadko w nim kiedy przesiadywał — gdy maleńkie saneczki zatoczyły się przed ganek. Steńka wyjrzała, po-