Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

znała a raczej przeczuła, hrabiego, i spłoszona pobiegła się skryć w kącie alkierza.
Szczęściem pani Scholastyka dnia tego trzeźwiejsza, była na nogach, narzuciła na siebie prędzej ogromną chustę szarą, i rozkazawszy córce, aby, gdy zawoła, zaraz się ubrana stawiła — wyszła coprędzej na powitanie dziedzica.
Pierwszy to raz miała się z nim spotkać i pochlebiała sobie, że — popsute rzeczy (za takie je miała) naprawić potrafi.
Hrabia wszedł w futrze, w czapce, obejrzał się: zobaczył starą jejmość, zbadał ją oczyma pilno i spytał:
— Jejmość gospodyni?
— Tak, JW. hrabio — schrypłym głosem odpowiedziała, kłaniając się, stara.
— Mąż w domu?
— Niéma go... koło obowiązku.. bo, on nie usiedzi nigdy, korci go ciągle pańskiej własności dozierać...
Odpowiedzi tej zdawał się hrabia nie słyszeć; zrzucił futro, przeszedł się po izbie.

— Pokaż mi acani córkę! — rzekł grubiańsko. I siadł na podanym stołku.
Scholastyka, chociaż na chwilę zmieszana brutalskiem tem zawezwaniem, nie mówiąc słowa, nie protestując, wpadła do alkierza, zabawiła w nim krótko i wróciła.