Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

steś panem swej fortuny... ale, szanowny synowcze — sądzę, że prawo znasz i wiesz, że schedą spadkową... to jest Skomorowem, rozporządzać nie będziesz mógł swobodnie. Skomorów zawsze weźmie rodzina...
— Przepraszam! — krzyknął Kwiryn — gdybym na łożu śmiertelnem z babą szpitalną miał się ożenić...
— To by ci się na nic nie zdało — przerwał radzca — bo byś nie miał dzieci...
— Pomyślę więc o tem zawczasu — gniewnie wybuchnął hrabia...
— Spodziewam się, że nas mezaliansem nie zasmucisz — szydersko począł Flawian, i że ani z chłopką, ani ze służącą, ani z mieszczanką, ani z ochrzczoną żydówką nie pojedziesz do ołtarza...
— Za nic ręczyć nie mogę! — rozśmiał się Kwiryn. — Kto wie? właśnie to by mi się może uśmiechało.
— Masz, widzę, ducha kontradykcyi w sobie do wysokiego stopnia rozwiniętego — zakończył radzca, rzucając dawno zagasłe cygaro i patrząc na zegarek.
— Odwiedziny moje przeciągnęły się, a musisz mieć swe zatrudnienia. Spełniłem obowiązek, przybywając do ciebie w imieniu rodziny, chociaż byłem tego przekonania, że się to wcale na nic nie