Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nikt do mnie nie zajrzał, nikt do mnie ręki nie wyciągnął — a teraz...
— Teraz, gdyś dał dowody zdolności i charakteru — przerwał stryj — teraz wszyscy się tobą interessują. To rzecz naturalna.
— Ale równie naturalnem ja znajduję — teraz podziękować za spóźniony affekt...
Odpowiedź ostra, po której się spodziewał, że uczyni wrażenie na przybyłym, nie zdawała się go bynajmniej poruszać. Był jakby przygotowany do tego, co go spotykało.
— Ja-bo mówiłem Anatolowi i Serafinowi — rzekł — że oni napróżno mnie tu do ciebie wyprawiają. Ze swego stanowiska może masz słuszność — nie przeczę; lecz my, ze stanowiska dawnych tradycyi rodowych, także mamy racyą. Nikt się wyłączać z gromady nie ma prawa...
— Ale kogo wyłączono — ten nie powinien powracać tam, zkąd go odepchnięto — dokończył Kwiryn. Radzca napróżno-byś mnie usiłował nawrócić.
O mnie tu nie idzie. Ja to wiem dobrze: gdybym nie miał owych milionów bajecznych, nikt-by z was ani spytał o mnie...
— Bajecznych? — podchwycił radzca.
Kwiryn na krótką chwilę zawahał się i namyślał. Nie wiedział sam, czem większą rodzinie przykrość uczyni: przyznaniem się do rzeczywi-