Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ten pochód wszakże zowie się jeszcze ułaskawieniem, jest dobrodziejstwem, za które wielbią miłosierne serce tego, co chwilę szubienicy zamienia na lata powolnéj męczarni...
Kogo nie dobije ta straszliwa podróż, tego skamieni, uzdrowi, zahartuje i uczyni zeń człowieka silnego, zamkniętego w sobie, twardego jak żelazo. Nie porwie się on nie bacznie ale nie zapomni nigdy tego co przecierpiał.
Takiemi to srogiemi razy od 1764 do 1864 roku z płochego narodu co skakał i balował gdy pierwszy raz ojczyznę ćwiertowano, Moskwa wyrobiła plemię męczennicze, w którem dwunastoletnie chłopcy są bohaterami, a niewiasty chodzą w aureolach Błogosławionych Pańskich za życia. — Upadlibyśmy i zgnili gdyby nie to męczeństwo nieustanne, dające nam siły nowe; dziękujmy za nie Bogu, bo w niém urośliśmy i rośniemy i olbrzymiejemy codzień, a rozsiani po szerokich przestrzeniach apostołujemy idei Pańskiej i szerzymy ją w stepach kędy nie było ludzi... tylko carskie bydlęta.
W pośrodku jednego z tych traktów, któremi