Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Otóż mylisz się dziecko moje, rzekł jenerał, stworzyć taką gorączkę u nas bardzo łatwo, ale ją zwyciężyć będzie trudno, zostawi ona ślady po sobie. Jak wszelka choroba — taki szał dziki rodzi się z jednego atomu trucizny, nie każdemu dano znaleść tę inną pruszynkę lekarstwa co uleczyć może. Najpoczciwsi dziś kryć się muszą ze szlachetniejszém uczuciem...
Tryumf nasz, mówił Żywcow po chwili, westchnąwszy głęboko, bardzo jest smutny, otrzymujemy go zaparciem się tego, co stanowi prawdziwą wielkość narodów. Ani polityka Rosyi, ani jéj przyszłość nie wymagały od nas, byśmy stanęli przeciwko zasadom moralności, przeciwko cywilizacyi, chlubiąc się okrucieństwem i dziczyzną... Ale cicho! cicho, mógłby mnie kto podsłuchać, a naówczas stary Żywcow poszedłby jako winien zdrady państwa, jako przyjaciel Polaków... paść sobole... lub na Kaukazie polować na tygrysy...
E! Maryo Agathonówna, mów mi lepiéj o sobie...
— Zgadłeś już wszystko com ci mówić miała, szepnęła mu Marya, możesz go ratować... jest kaleką... stracił rękę...
— Ale ma jeszcze głowę! szepnął stary, ma