Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

padły, dopiero śmielsi ludzie polecieli szukać oręża po świecie i środków przekradania go do kraju... Na granicach skupiała się czynność główna, bo tamtędy mógł życiodawczy przybyć oręż do kraju...
Juliusz który był gotowym od pierwszéj chwili siąść na koń z drugiemi, odebrał rozkaz jako doświadczeńszy i chłodniejszy przewodniczyć ważnemu transportowi broni, bo tego w lada ręce powierzyć nie było podobna, dla frymarków od których świętość sprawy obronić nas nie mogla. Wszędzie gdziekolwiek z tym nieszczęsnym groszem jest do czynienia, ludzi potrzeba zahartowanych do władania nim, aby się pokusie zmódz nie dali i oszukaństwom nie ulegli. Mieliśmy liczne niestety przykłady, jak ostrożnie należało powierzać piekący kruszec, który rzadko na jakiéj dłoni nie wypalił stygmatu sromotnego...
Oprócz rękojmi charakteru potrzeba było i talentu do potajemnéj na tysiączne przeszkody wystawionéj roboty, skrytéj, zręcznéj i zabiegliwéj. Juliusz nie opowiedziawszy się Maryi nawet, znikł z Warszawy, krył on przed nią swój wyjazd jak najstaranniéj, badającą zwodził umyślnie i pożegnał biletem czułym, ale nie dającym najmniejszéj poszlaki, gdzie za nim tylko myślą pogonić mogła.