Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rętsze serca, choć często ucisk je prawie uniewinniał...
Napisać historyą téj epoki zaiste trudniéj przyjdzie niż proste dzieje wybuchu 1831 roku, ze wszystkiemi odcieniami przekonań jakie w jego łonie się ukazały. Tu w jednych szeregach, w jednéj organizacyi stali ludzie z krzyżem na piersi, z wiarą i ze sceptycyzmem, pobożni i niedowiarkowie, rewolucyoniści i feudalni, żydzi i katolicy, prawosławni i ultramontanie, demokraci i arystokracya... Dopóki gorączka boju trwała, łączyły się wszystkie dłonie, wszystkie serca we wspólnéj miłości jednéj ojczyzny. Wyjarzmienie jéj było celem, podrzędnie zajmowało tylko kto późniéj panować w niéj będzie i na co się one urobi.
W chwili wybuchu kraj mimo przygotowań był prawie bez środków do walki, najłatwiéj może jeszcze naówczas przyszłoby dostać pieniędzy, choć i tych początkowo organizacya nie miała — główną trudnością była broń... Austrya i Prusy jeszcze się były nie ośmieliły do surowszego, czynnego ścigania Polaków, pierwsza szczególniéj zdawała się patrzeć okiem obojętném, prawie przychylném, na wysiłki nasze. Gdy w kraju oddziały już po lasach się zbierały, gdy pierwsze z dubeltówek strzały