Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podoba, nie mordujcie duszy, ciało do was należy.
Po tych słowach nastąpiło krótkie milczenie, dwaj oficerowie patrzyli z ciekawością na więźnia, badający zamilkł i nagle rzucił potem pytanie.
— Mieliście udział w zamachu na W. Księcia? byliście na kolei żelaznej w czasie jego przyjazdu?
— Byłem — odparł Naumów — alem nie należał do niczego, jestem przeciwny zamachom na ludzi, bo one do niczego nie prowadzą.
— To kłamstwo.
— Mówiłem wam, że kłamać nie będę, nie mogę i nie chcę — byłem, alem do tego nie należał.
— Mieliście przecież rewolwer przy sobie i groziliście nim nawet...?
— Stawałem we własnej obronie.
— Byliście uciekłszy z szeregów między buntownikami w kwietniu na Podwalu?
— Tak jest, rzekł powoli Naumów z westchnieniem, i tam po raz pierwszy poczułem, dokąd mnie powoływały obowiązki. Patrzałem jak silny rząd strzelał do bezbronnego ludu, tam mi zabito brata, tam raniono mi siostrę... krew ta mnie nawróciła, nie chcąc być katem, musiałem być ofiarą.
Szlachetne te słowa dziwne jakieś wrażenie zrobiły na audytorze, spuścił oczy i zawołał gwałtownie.
— Jak śmiecie mówić takie rzeczy?
— Jeżeli ich słuchać nie chcecie, przestańcie mnie badać, odpowiedział Naumów. Obawa śmierci ani męczarni mnie nie spodli, poświęciłem życie, a odjąłbym całą wartość