Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tej ofierze, gdybym w tej chwili ostatniej nie umiał być godnym prawdy, którą wyznaję, męczennikiem. Cóż znaczy to, com mógł dotąd zrobić, gdybym się teraz dał wam złamać, gdybym się przyznał do winy i czołgał błagając miłosierdzia.
Pojmuję, że wam wiele o to chodzić musi, abym się okazał słabym, żebym się zaparł własnego życia, żebyście później wyznania moje drukować mogli i pokazać mnie światu małodusznym, lękliwym, denuncjantem... pod szubienicą. Nie dosyć powiesić, trzeba wam wprzódy shańbić i zesromocić ofiarę. Możecie obluzgać pamięć moją, ale ja sam przynajmniej się nie splamię.
— Milczeć! krzyknął audytor gwałtownie tupiąc nogą.
Naumów spuścił głowę na piersi, zamilkł i zamyślił się.
— Hej rózeg! krzyknął rozsrożony urzędnik...
Rozkaz ten najmniejszego na Naumowie nie uczynił wrażenia, uśmiechnął się i stał nieporuszony.
— Prawdziwie, rzekł po chwili, straszycie mnie jak nieposłuszne dziecko...
— To nie strach, to nie pogróżka, rozwścieklając się coraz bardziej i bijąc pięścią o stół krzyczał Moskal, ja was każę siec aż wy mi inaczej śpiewać będziecie.
— Człowiecze, rzekł z politowaniem Naumów, wstyd mnie za was, więcej mi serce boleje nad twym katowstwem, niż nad tym co sam cierpieć będę. Jakżeście wy mogli dla carskiej służby, dla łask, orderów i pieniędzy wyrzec się wszelkiego ludzkiego uczucia.